Sonia Delaunay (1885-1979) była pierwszą żyjącą artystką, której Luwr zorganizował retrospektywną wystawę w swoich murach (1964). Jej kariera trwała sześć dekad. Była malarką, projektantką tekstyliów, gobelinów, elementów dekoracji wnętrz, książek, mebli, scenografii teatralnej, reklamy mody. Ba! Nawet… kolorystyki samochodowej karoserii.

Urodziła się w ubogiej, wielodzietnej rodzinie żydowskiej na Ukrainie jako Sara Stern. Ani ojciec, pracujący w fabryce gwoździ, ani matka zapewne nie dostrzegliby talentu, z którym przyszła na świat, ale jej los, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w jednej chwili się odmienił. Brat jej matki, zamożny i wyedukowany petersburski adwokat, zaproponował, że wraz z żoną zaopiekują się 5 letnią dziewczynką. Zmieniając jej imię i nazwisko na Sofię Terk stali się jej rodzicami, zapewniając jednocześnie świetne, kosmopolityczne wykształcenie. Wuj interesował się malarstwem, kolekcjonował obrazy, kiedy więc dostrzegł zainteresowanie Soni sztuką, bez problemu sfinansował jej studia zagraniczne. Młoda, zaledwie 18 letnia dziewczyna, poznała w ten sposób Berlin, Karlsruhe i Heidelberg, a w 1905 roku pojawiła się w Paryżu, który stał się najważniejszym punktem w jej biografii.
Szybko odnalazła się w świecie paryskich artystów, gdzie co chwila wykluwały się wtedy kolejne nurty i style awangardowej sztuki. Pierwsze, jeszcze młodzieńcze, prace z tego okresu, portrety i krajobrazy, już na pierwszy rzut oka zdradzają jej fascynację kolorem i światłem. W polu jej zainteresowań pozostawali wówczas impresjoniści z ich, jak to określiła, eterycznością i świetlistością sztuki. Może dlatego to właśnie kolor stał się motywem przewodnim całej jej twórczości.

Przewodnikiem i bliskim przyjacielem, który w tych latach edukował ją i służył wsparciem był kolekcjoner sztuki i marszand Wilhelm Uhde. To on oprowadzał ja po zbiorach Luwru i galeriach paryskich, a gdy rodzice malarki, zwykle bardzo liberalni, postawili warunek dalszego finansowego wsparcia jedynie po jej zamążpójściu, zaproponował papierowe małżeństwo bez zobowiązań. Dzięki niemu Sonia poznała takich artystów jak Picasso, Braque a w końcu Roberta Delaunay’a, który stał się największą miłością jej życia.

Po ślubie w 1910 roku para stała się nierozłączna, bo łączyło ich nie tylko uczucie, ale wspólne artystyczne myślenie i twórcza pasja a ta zaczęła zdecydowanie pchać ich ku abstrakcji. Pracując nad teorią swojego malarstwa, doprowadzili do rozwinięcia teorii symultanizmu. Termin został przez Roberta Delaunay’a zaczerpnięty z traktatu Eugène Chevreula o równoczesnym kontraście kolorów. W traktacie jego autor podkreślał, iż napięcia i wibracje optyczne generowane przez związek między kolorami dopełniającymi się sugerują ruch w sposób porównywalny z rytmicznym modelem tańca i muzyki. Sonia i jej mąż, nawiązując do teorii, zwracali uwagę na podobieństwo wspomnianych pojęć i zjawisk do dynamizmu współczesnego im życia. W tym zachwycie dla wielkich miast, maszyn i postępu technologicznego zbliżali się do, o kilka zaledwie lat młodszego, malarstwa włoskich futurystów. W ich sztuce można się jednak doszukiwać także wpływu płaszczyznowości kubistycznej i fowistycznie drapieżnych, nasyconych barw. Byli artystami chętnymi do ożywczych rozmów i dyskusji, prowadzili więc otwarty dom, goszcząc takich malarzy, jak Kandinsky i Chagall oraz poetów Guillaume’a Apollinaire’a i Blaise’a Cendrars’a – wszystkie te nazwiska są dziś kultowe.

Ten ostatni był autorem niezwykłej pozycji wydawniczej, której współautorką była Sonia Delaunay. Symultaniczny poemat Proza transsyberyjskiej kolei Żanny z Francji (1913) był wydany w formie papierowej harmonijki o długości 2 metrów. Ręcznie malowany, z podróżniczymi wierszami Cendrars’a, w różnokolorowych czcionkach po prawej stronie i grafiką Delaunay po lewej, był kolorystyczną interpretacją tematów i uczuć wyrażonych w tekście poetyckim. Był to prawdziwy triumf synestezji, gdzie dźwięki wiersza ujawniały się w kolorze, a rytm zdań w kształtach plam barwnych. A jakkolwiek wydany z wielkim trudem, jest dzisiaj jedną z najdroższych edycji na rynku antykwarycznym.
W tym czasie Sonia zaczęła podejmować pierwsze próby przekładania swoich kolorystycznych kompozycji na przedmioty codziennego użytku. Rozczulającym, bo niezwykle intymnym, przedmiotem tego typu był baldachim nad łóżeczko jej synka Karola, który uszyła w 1911 r. Jest on wskazywany jako moment przełomu, który przeniósł jej twórczość z figuratywnej do abstrakcyjnej. Mozaikowa tkanina zdradza dalekie echa rosyjskiego rzemiosła ludowego, połączone jednak z kolorystycznym wysmakowaniem charakterystycznym dla paryskiej awangardy. Dzisiaj znajduje się on w zbiorach nowojorskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

Wybuch I wojny światowej zaskoczył małżeństwo w czasie ich podróży po Hiszpanii. Zaczęli wieść życie wojennych azylantów, ale prawdziwe tąpniecie nastąpiło dopiero po wybuchu rewolucji. Mimo, że oboje sprzedawali już wtedy dużo swoich obrazów, wysoką pozycję materialną zapewniały im pieniądze płynące szerokim strumieniem z czynszów petersburskich kamienic, których właścicielami byli przybrani rodzice Soni. Kiedy utracili to źródło dochodu, Sonia podjęła odważną decyzję. Otworzyła w Madrycie dom mody Casa Sonia. Porzuciła malarstwo, zaczęła projektować ubrania i dekoracje do wnętrz dla zamożnej klienteli. W projektach wykorzystywała proste materiały i geometryczne wzory, a w nich najlepiej ujawnił się jej naturalny brak rozróżnienia na sztukę wysoką i użytkową. Modowe propozycje traktowała nie jako chęć narzucenia trendów, ale raczej jako sposób przełożenia na tkaninę swoich malarskich kompozycji. Tworząc luksusowe projekty skierowane do eleganckich odbiorców była jednocześnie świadoma możliwości masowej i maszynowej produkcji. W ten sposób moda stanie się demokratyczna, a to… może być tylko mile widziane, ponieważ podniesie ogólne standardy – mówiła.

zdjiecia: https://www.dailyartmagazine.com/sonia-delaunay-clothing/
Małżeństwo powróciło do Paryża w 1921 r. Kilka lat później Sonia rozpoczęła współpracę z paryskim projektantem Jacques Heim’em, który zaproponował jej współpracę w przygotowaniu wystąpienia na Wystawę Sztuk Dekoracyjnych w 1925 r. Sukces tego przedsięwzięcia pozwolił jej otworzyć własne studio zajmujące się produkcją tekstyliów i odzieży m.in. dla amsterdamskiego luksusowego sklepu Metz and Co i brytyjskiej Liberty. Otworzyła też dom mody Sonia Delaunay – Simultanes, szybko pozyskując ważnych i sławnych klientów, jak gwiazda filmowa Gloria Swanson. Krótko mówiąc, finansowy i towarzyski sukces. Ugruntowaniem wysokiej pozycji artystycznej z kolei było zaproszenie Soni do wygłoszenia na Sorbonie wykładu poświęconego związkom sztuki nowoczesnej i mody.
Do końca swojego długiego, twórczego życia pozostała nowoczesna, kojarząc się z tym, co nowe i ekscytujące. Nic zatem dziwnego, że także dla współczesnych artystów i projektantów pozostaje muzą i źródłem inspiracji. Jak sugerowała prasa branżowa bez wątpienia pochwaliłaby kolekcję wiosna / lato 2015, w których DSquared2 i Jean-Charles de Castelbajac a przede wszystkim Junya Watanabe przywracali jej kalejdoskopową estetykę. I choć nie każdy odważyłby się założyć taką sukienkę (patrz dół), Sonia Delaunay zapewne by ją pochwaliła.
okładka felietonu: Sonia Delaunay, Stroje symultaniczne (Trzy kobiety) 1925