Trup w muzealnej szafie

O kulcie jednostki i pamięci sentymentalnej w kręgu sztuki polskiego romantyzmu. 

Bransoletka z włosów zmarłego dziecka albo broszka z włosami ukochanego trefionymi w kształt płaczącej wierzby bardziej nas wzruszają, czy przyprawiają o dreszcze? Wiktoriańskie pamiątki po zmarłych są trochę jak zombie na uwięzi, wbrew wszelkiej logice i zasadom, ciągle na powierzchni. Zanim jednak skrytykujemy angielskie modnisie i ich „makabryczne” sentymentalne zwyczaje, równie chłodnym okiem dokonajmy przeglądu rodzimych pamiątek z tego czasu. Wystarczy przypomnieć szklane słoiki z sercami naszych wielkich. Uważane za siedzibę duszy, źródło wartości duchowych i moralnych, serce stało się w polskiej kulturze XIX wieku prawdziwym wędrownikiem. Wyjmowane z ciał bohaterów narodowych, umieszczane w kosztownym naczyniu, zabezpieczane przed działaniem czasu, otaczane było kultem przynależnym kościelnym relikwiom. Proceder, znany już w średniowieczu, i to nie tylko na ziemiach polskich, stał się w czasach zaborów jednym z najsilniejszych elementów scalających polskość. W grobach duszyjak nazywano miejsca ich przechowywania, widziano tęsknotę za niepodległą ojczyzną, romantyczny symbol dumy narodowej i bohaterstwa.

Co więcej, sami główni zainteresowani jeszcze za życia lub na łożu śmierci wydawali dyspozycje, gdzie ich serca i komu mają być powierzone. Tadeusz Kościuszko swoje zapisał w testamencie córce przyjaciela (Franciszek Ksawery Zeltner), a serce Chopina, zatopione w spirytusie, na prośbę kompozytora przemyciła do Polski w słoju, pod spódnicą, jego starsza siostra (Ludwika Jędrzejewiczowa). Przechowywane, przynajmniej przez jakiś czas, w domowych zaciszach te ekstremalne pamiątki nie były w XIX wieku traktowane oczywiście jak kolekcjonerskie przedmioty, w pewnym sensie wyrosły jednak na gruncie logicznego ciągu zjawisk społeczno-kulturowych. Trauma zaborów, brak własnej państwowości, charakterystyczne dla epoki romantyzmu zafascynowanie typem literackiego buntownika zbiły się w jedno z podglebiem sentymentalnych pamiątek księżnej Czartoryskiej. Ta ciekawa i wybuchowa mieszanka blaskiem i cieniem położyła się na specyfikę polskiej narracji historycznej, co więcej można zaryzykować hipotezę, że oddziałuje na nią i teraz.

Od renesansowego kuriozum do sentymentalnej pamiątki

W XVI wiecznej kulturze ciekawości świat doczesny objawił się człowiekowi w całym swoim fizycznym pięknie, naukowej złożoności i stanął otworem przed jego niepohamowaną chęcią posiadania. Rozpoczęła się era gabinetowych kolekcjonerów i miłośnicy dziwactw do swoich zbiorów zagarniali wszystko, co wprawiło ich w zachwyt lub zdumienie. Kunsztowne dzieła sztuki/natury, kurioza, wszystkie razem upchnięte w wunderkamerach (kunstkamerach), które powstawały nawet po schyłek XVIII w. Podziwiać je można na licznych obrazach, jak ten przedstawiający różności zebrane przez Snopkowskiego podczas jego podróży po Europie (1624-25). Kunstkamera królewicza Władysława Wazy – bo to syn Zygmunta III ukrywał się pod dowcipnym pseudonimem (Snopek to herb Wazów) – naszpikowana jest pamiątkami, upchniętymi jak post-wakacyjne muszelki w słoiku.

Zupełnie inaczej konstruowali swoje zbiory ludzie oświecenia. Przyciągało ich już nie to, co dziwaczne i rzadkie, ale to, co egzemplifikowało prawa naturalne i potwierdzało naukowe odkrycia. Swoje zbiory skrupulatnie opisywali i katalogowali, przy czym jak w całej niemal Europie i u nas rosła także świadomość potrzeby gromadzenia zbiorów historycznych o zabarwieniu narodowym. Już w 1775 roku Michał Jerzy Mniszech, późniejszy szef kancelarii nadwornej Stanisława Augusta, na łamach prasy występował z inicjatywą utworzenia – na wzór działającego British Museum – pierwszego w historii Musaeum Polonicum.

Louis Marteau, Michał Jerzy Mniszech, ZKW

W kręgu władcy o starożytnościach krajowych i udostępnianiu ich publicznie zaczęto rozmawiać dosyć wcześnie. Wielotematyczne zbiory króla, prowadzone pod kierunkiem Augusta Moszyńskiego, a następnie nadwornego malarza Marcello Bacciarellego gromadzone były najprawdopodobniej – przynajmniej w jakiejś części – właśnie w tym celu. Z szeroko zakrojonych planów większość spaliła na panewce. Królowi nie udało się założyć ani muzeum publicznego, ani uniwersytetu w Warszawie, ani Akademii Sztuk Pięknych. Pieniędzy w skarbonie starczyło na Salę Rycerską. W rzeźbiarskich popiersiach, portretach, wielkoformatowych kompozycjach, które ozdobiły reprezentacyjną salę Zamku w Warszawie, przywołane zostały, wskazane palcem przez monarchę, wielkie postaci z historii plus ich wiekopomne czyny. Cel, ponad oprawą królewskiego splendoru, sięgał wyżej: Wystrój skłaniać miał przebywających w niej gości do kontemplacji i zadumy nad uwiecznionymi bohaterami. Sala stała się jednym z pierwszych w Polsce wnętrzem świadomie kształtującym polską pamięć kulturową i tożsamość narodową. (za Hanna Jurkowska, Pamięć sentymentalna)

Pierwszy rozbiór Polski stał się dla tego typu sal i kolekcji momentem przełomowym. Magnackie zbiory, dotąd wspierające jedynie sławę własnych rodów, zaczęły gromadzić pamiątki narodowe. Wśród wielu to puławskie zbiory Izabeli z Flemmingów Czartoryskiej wyznaczyły ramy i charakter rodzimego kultywowania pamięci sławnych przodków. Jej Świątynia Sybilli, otwarta dla publiczności w 1801 r. , uważana za pierwsze polskie muzeum powiązana była jednak nie tylko ze specyficzną sytuacją porozbiorowej Polski, była nieodrodnym dziecięciem własnej epoki.

Pamięć czułych serc i relikwie historycznych bohaterów

Pod koniec 2020 r. w trakcie prac elektrycznych w kościele pw. św. Józefa w Puławach natrafiono na ukryty w jednym z filarów schowek. Wewnątrz skrytki znaleziono wiele cennych drobiazgów m.in. medalion, szkaplerz, złoty krzyżyk i pukle włosów. Inicjały i ślady ognia na przedmiotach wskazały, że mogły one należeć do Teresy Czartoryskiej – córki księżnej Izabeli, która zmarła tragicznie w wieku zaledwie 15 lat. 13 stycznia 1780 roku podczas zabawy dziewczynka zbliżyła się do kominka, jej sukienka zajęła się ogniem, w wyniku poparzeń dziecko zmarło kilka dni później. Ponieważ kościół w Puławach zaczęto wznosić dopiero w 1801 r., jak łatwo obliczyć, księżna przechowywała owe pamiątki przez ponad 20 lat. Czyn podyktowany tragedią matki, zrozumiały dla wszystkich rodziców także dzisiaj, był przede wszystkim elementem praktykowania pamięci sentymentalnej.

Na przełomie XVIII i XIX wieku amulety po zmarłych miały budzić serca, ożywiać wspomnienia. W Anglii przyoblekły się z czasem w formę ekstremalną, gdzie w wiktoriańskich klejnotach przechowywano pukle włosów zmarłych bliskich. W kolczykach, pierścionkach, broszkach i medalionach utkane z ich włosów wierzby płaczące pochylały się nad urnami zmieniając wezwanie memento mori w memento ilius czyli pamiętaj o mnie.

W kulturze polskiej tego typu biżuteria się nie zdarzała, ale przechowywanie równie ekstremalnych pamiątek po zmarłych już tak. Cofnijmy się jeszcze raz do puławskich zbiorów księżnej Izabeli. Zarówno w jej kolekcji patriotycznej gromadzonej w Świątyni Sybilli, jak i tej o szerszym zasięgu tematycznym z Domku Gotyckiego, odnaleźć można w spisach: plecionkę z włosów Agnieszki Sorel, kochanki króla Karola VII, medalion z włosami Elżbiety de Woodville, żony Edwarda IV, pierścień z włosami Marii Teresy, włosy: Marii Stuart, Napoleona, Fryderyka Augusta, Zygmunta Starego, Konstancji Austriaczki. Ba, żeby tylko włosy! Na liście zbiorów są: fragment czaszki i 2 kręgi szyjne Bolesława Chrobrego z Poznania, szczątki Mikołaja Kopernika z Fromborka (domniemane), czaszka Kochanowskiego (domniemana), kość udowa Stefana Czarneckiego z Czarncy. Szczątki sławnych Polaków pozyskiwane były dla księżnej m.in. przez historyka, członka KEN-u, współtwórcę Konstytucji 3 Maja i współzałożyciela warszawskiego TPN, Tadeusza Czackiego, który w 1792 r. przewodniczył otwarciu i lustracji grobów królewskich Jagiellonów na Wawelu. Wszystkie wspomniane doczesne szczątki przechowywane były w Świątyni Sybilli na mahoniowych szafach, w marmurowych sarkofagach, w pełnym szacunku dystansie od zwiedzających.

Kadr z wirtualnej rekonstrukcji wnętrza Świątyni Sybilli, film wyemitowany przez stację tvn24, źródło: https://tvn24.pl/bialystok/pulawy-swiatynia-sybilli-swietuje-220-lecie-to-pierwsze-polskie-muzeum-5151851

Tego typy funeralne pamiątki, niezwykle intensywnie mobilizujące pamięć i emocje, jakkolwiek nie były jedynymi przedmiotami zainteresowania księżnej, stanowiły ogromny procent jej zbiorów. Podkreślała, że były szczególnie drogie jej sercu, bo powiązane z konkretnymi osobami. Jak napisała Hanna Jurkowska w swojej książce Pamięć sentymentalna kości i włosy traktowane były jako najszlachetniejsze bo ratowały z katastrofy śmierci indywidualność zmarłego. Uobecniały go niemal dosłownie.

Otoczone mieczami krzyżackimi spod Grunwaldu i trofeami Sobieskiego spod Wiednia, szczątki polskich bohaterów w Puławach stworzyły dyskurs, w którym polska przeszłość skorelowała się z takimi przymiotami, jak świetność, tkliwość i wzruszenie. Sentymentalna narracja skłaniała zwiedzających do nieskrywanych łez, niezbędnego atrybutu ideału epoki człowieka czułego. W ten sposób oświeceniowe rozumienie wyparte zostało przez sentymentalne czucie, a Salę Rycerską z jej wizualizacją faktów historycznych (choć zmanipulowanych w duchu polityki Poniatowskiego) zastąpiła melancholia i refleksyjność puławskiej Świątyni. Być może właśnie ten moment zadecydował w dużej mierze o specyfice polskiej pamięci narodowej, rozpisanej – jeśli się dobrze przyjrzeć – nie tylko na czasy rozbiorowe, ale i późniejsze. Funeralny patos pobrzmiewający już w Kazaniach Skargi (topos ojczyzny jako tonącego okrętu), rozszalał się na dobre w XIX wiecznej literaturze, mając swój wyraźny przystanek w puławskich zbiorach księżnej i jej zapiskach, w których kolekcjonowanie pamiątek po utraconej ojczyźnie wprost przyrównywała do gromadzenia przedmiotów po bliskich zmarłych. Słusznie czy niesłusznie, od szczątków zmarłych zrobiono przeskok do relikwii świeckich, a z puławskiej świątyni uczyniono kościół. Do narodowej Jerozolimy ruszyły patriotyczne pielgrzymki wiernych.

culte des grands hommes

W relacji Leona Dembowskiego, który był zaufanym współpracownikiem księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, o wizycie księżnej w 1808 r. w poznańskiej katedrze, gdzie odwiedzała miejsce pochówku Bolesława Chrobrego, tak czytamy: ogarnęła ją chęć posiadania jakiejś cząstki tych drogich pamiątek (…) na jej prośby biskup skrzynię otworzył. Znajdowały się tam 3 czaszki i gdy reszta dywagowała, która do kogo należała ona parę ułomków przywłaszczyła (za H. Jurkowska). Opis jest dowodem charakterystycznej dla przełomu wieków rozbrajającej nonszalancji w stosunku do kwestii oryginalności zbieranych przedmiotów. Słyszałam niekiedy zarzut – napisała Czartoryska w pamiętniku o swoich zbiorach – że nie wszystkie zebrane tu pamiątki są prawdziwe. Niesłuszny to po większej części, a zawsze błahy zarzut i nie powinien zastanawiać wcale (..) jakiż to wpływ mieć może na uczucia nasze? (..) Błogość wewnętrzna, rozrzewnienie, tak ścisłej nie potrzebuje rozwagi, wieki nareszcie wszelką wątpliwość usuną przydając im (..) starożytnej barwy. Gromadzone w kolekcjonerskiej gorączce przedmioty i szczątki stanowiły zatem rodzaj narzędzia do wywołania, ważniejszego niż one same, sentymentu i poruszenia. Takie patriotyczno-patologiczne zbieractwo księżnej nie narodziło się jednak w Puławach – bezwstydnie i garściami czerpało z postrewolucyjnej Francji.

Pierre-Maximiliena Delafontaine’a, Alexandre Lenoir trzymający urnę z prochami Moliera przed grobowcem Franciszka I z Francji wystawionym w Muzeum Zabytków Francji, Wikipedia.

W 1796 r. , dwa lata przed powstaniem Świątyni Sybilli, z inicjatywy malarza i konserwatora Alexandre’a Lenoir’a powstało w Paryżu Muzeum Zabytków Francji. Jego autorski pomysł ochronić miał przed rewolucyjnym wandalizmem kościelne i arystokratyczne pomniki. Ważną częścią założenia był ogród, gdzie zgromadzono grobowce (wraz z zawartością) wielkich znanych, m.in. Moliera, Kartezjusza, La Fontaine’a, którzy wypełnili puste miejsce po odrzuconych autorytetach królewskich i świętych kościelnych. To wtedy, w przestrzeni republikańskiej Francji, a nie na ziemiach polskich, nastąpiło przeniesienie praktyk między przestrzenią świecką a religijną. Co ciekawe, w związku z przejęciem przez państwo całej kultury materialnej kościołów, relikwiarze, najczęściej w formie minisarkofagów, pozbawione funkcji dewocyjnej jako eksponaty z muzeów publicznych, stały się bezpośrednim wzorcem dla prezentacji pamiątek po postaciach świeckich.

Kadr z wirtualnej rekonstrukcji wnętrza Świątyni Sybilli, film wyemitowany przez stację tvn24, źródło: https://tvn24.pl/bialystok/pulawy-swiatynia-sybilli-swietuje-220-lecie-to-pierwsze-polskie-muzeum-5151851

Płynący z Francji przykład kultu laickich relikwii wiązał się z ówczesnym czytaniem historii jako zbioru wydarzeń i osobistości. Gdy jednak inne państwa, w dalszej perspektywie czasu, rozwijać mogły bardziej złożoną narrację tożsamościową, odzwierciedlając w muzeach prezentację swojej historii jako ciągu zjawisk przyczynowo-skutkowych, Polacy pozostawali jedynie wspólnotą etniczno-kulturową. Naród – którego na mapie XIX wiecznej Europy nie scalały żadne państwowe granice – rozgościł się na dobre w sentymentalno-romantycznym kulcie jednostek. Co więcej, dla podtrzymania wysokiej temperatury patriotycznych uczuć, polski Panteon musiał się rozrastać i żeby ująć sprawę metaforycznie, na ścianach zamkowej Sali Rycerskiej zrobiło się przyciasno.

Twarzą w twarz, zza grobu

Kiedy Henryk Siemiradzki zaprezentował w latach 80. XIX w. swój obraz Chopin w salonie księcia Radziwiłłw roku 1829, spotkał się z ostrą krytyką. Podnoszono, że profil Chopina jest zbyt ciemny, zbyt ostry i mniej wyraźny od innych. Wedle polskich kryteriów był to zaiste zarzut wielki. Postać Chopina wpisano po śmierci na patriotyczną listę i każdy przedmiot z nim związany objęty został kultem. Co rządziło polską wyobraźnią zbiorową, jeśli chodzi o wizerunek kompozytora, tak dalece, że skądinąd szanowany polski malarz, członek wielu europejskich Akademii, musiał stawić czoło krytyce?

Zaraz po kościach i włosach w sentymentalnym dyskursie pamięci najwyżej ceniono pośmiertne maski. Podobnie jak pierwsze, maski silnie uobecniały zmarłego a według pseudo-naukowych teorii frenologów, której hołdowała także sama Czartoryska, można z nich było wnioskować o cechach umysłowych i duchowych człowieka. Podobnie, jak cała arystokracja europejska, księżna utrzymywała kontakt listowy z Johannem Lavaterem, szwajcarskim duchownym protestanckim, mistykiem religijnym, poetą, który głosił owe idee. Pozostając pod wpływem jego teorii księżna wpatrywała się w maski pośmiertne, które w swojej kolekcji posiadała, by później móc zapisać w pamiętnikach patrząc na Kromewlla każdy mimowolnie czuje wstręt do takich dzikich wyrazów, przeciwnie wracając oczy na twarz dobrego Henryka IV, słodkie nas jakieś uczucie przejmuje. (za H. Jurkowska).

Hołubiona w sentymentalnych muzeach pośmiertna maska także w XIX wieku pozostała przedmiotem ocalającym od zapomnienia, świadomym elementem – niezwłocznie, chciałoby się rzec – wdrażanego w życie programu kultu jednostki zaraz po jej odejściu. Maski zamieszkały wnętrza kamienic i pałaców układając się, na wzór dawnych kolekcji malarskich portretów, w galerię pośmiertnych wizerunków narodowych osobistości. Dlatego zapewne, przy cichej i pełnej zrozumienia asyście wszystkich obecnych przy łożu śmierci Chopina, w chwilę po ostatnim tchnieniu kompozytora Auguste Clésinger pobrał odcisk gipsowy jego twarzy (także ręki), a obecny bliski przyjaciel muzyka malarz Teofil Kwiatkowski wykonał jego akwarelowy wizerunek z profilu.

Drastycznie wierny, podobnie jak pośmiertna maska zdjęta przez Clésingera, wizerunek Chopina w kolejnych wersjach i replikach malarza, podobnie jak w kolejnych popiersiach rzeźbiarza, ulegał stopniowej idealizacji. Powtarzane w wielu egzemplarzach wizerunki malarskie i rzeźbiarskie spełniały rolę dokumentu, pamiątki, obowiązkowo prezentowanej na ścianach patriotycznych domostw. Wzór zresztą szedł z najbliższego otoczenia zmarłego kompozytora, o czym przekonać się można zerkając na drugi plan portretu Marceliny z Radziwiłłów Czartoryskiej pędzla Jana Matejki, pianistki i uczennicy Chopina, która przez dekady wzruszająco wytrwale pielęgnowała i propagowała pamięć o swoim nauczycielu.

Nie jedynie Chopin poddany został procesowi tej swoistej funeralnej mitologizacji. Zręcznym bohaterem podobnego dyskursu, zwłaszcza w kontekście jego mesjanistycznych koncepcji, był Adam Mickiewicz. Już w dzień po jego śmierci (27.11.1855) powstała seria dzieł upamiętniających zmarłego: szkic rysunkowy, fotografia i gipsowy odlew twarzy. Poniechano odcięcia kosmyków włosów i wyjęcia serca (co zrobiono w przypadku kompozytora) bo domniemanym powodem zgonu poety była cholera i z tego względu zachowano „szczególne” środki ostrożności. Maska Mickiewicza nie odegrała ostatecznie w kulcie wieszcza roli, którą jej wróżono, spełniły ją za to graficzne repliki zdjęcia z łoża śmierci. Odziany w polski kaftan i konfederatkę, otoczony na litografii Antoniego Oleszczyńskiego z 1855 r. fragmentem Inwokacji, gałązkami dębu i lauru, wyniesiony został martwy Mickiewicz do rangi patriotycznego symbolu.

Przeszłość przyszłości zawsze?

Specyficzne polskie strategie przetrwania w czasach rozbiorów nie były jak widać wyabstrahowane z kontekstu epoki. Co więcej, konstruowanie historycznej narracji w oparciu o pamiątki, w tym doczesne szczątki, jest fetyszem także dla współczesności. Poruszenie, które zakotwiczy w pamięci odbiorcy historyczne daty i postaci i w dzisiejszej narracji muzealnej pozostaje świętym graalem. W salach wystawienniczych mnożą się zaskakujące pomysły na pobudzenie wzroku, słuchu, dotyku, a nawet węchu. Muzeum XXI wieku stymuluje zmysły odwiedzających w poszukiwaniu efektywnej drogi przekazu, który zrealizuje ich najważniejszą edukacyjną misję. Pomysł, by tę strategię oprzeć o afekt nie jest nowinką. Emocja indywidualnego pożądania, która legła u podstaw kolekcjonerstwa (wunderkamery), wywoływana była u publicznego odbiorcy już w muzealnictwie końca XVIII wieku. Być nie suchą intelektualną rekonstrukcją przeszłości, ale dostarczycielem emocjonalnego jej doświadczenia, to paradygmat współczesnych muzeów, które równie chętnie, jak niegdyś, prezentują laickie relikwie z przeszłości. W odróżnieniu od tekstów lub dwuwymiarowych obrazów, przedmioty, które kiedyś były używane, trzymane, pieszczone, kontemplowane, wąchane, a nawet spożywane, są bardzo konkretne przez swój zmysłowy charakter. (za Felicity Bodenstein, The Emotional Museum. Thoughts on the “Secular Relics” of Nineteenth-Century History Museums in Paris and their Posterity).

Na naszym rodzimym gruncie także nie brakuje rozwiązań w podobnym duchu. Trudno nie oprzeć się też wrażeniu, że niektóre flirtują dodatkowo z naszym specyficznie funeralnym sentymentem. Strategia ta bywa jednak niebezpieczna. Owszem, dzięki bagażowi świeckich relikwii, naród, choć bez własnego terytorium i granic przetrwał, trudno jednak nie dostrzec, że bagaż ten stał się także kulą u nogi, tworząc narrację klaustrofobicznej, wiecznej żałoby, bo – jak żalił się w rozmowie z matką Zygmunt Korczyński w Nad Niemnem:

_ (…) Wszyscy po kimś albo po czymś płaczą, zbiedzeni, skłopotani, przelęknieni… (..)

– Idź na mogiłę ojca, Zygmuncie, idź na mogiłę ojca! Może z niej… może tam…

– Mogiła! – sarknął – znowu mogiła! Już druga dziś osoba wyprawia mię na mogiłę! Ależ ja za mogiły bardzo dziękuję… przede mną życie, sława…

– Bez sławy, bez grobowca, przez wszystkich zapomniany, w kwiecie wieku i szczęścia ze świata strącony, twój ojciec… tam…

– Mój ojciec – wybuchnął Zygmunt – niech mi mama przebaczy… ale mój ojciec był szaleńcem… (..) pójdę! z mamą o tych rzeczach rozmawiać nie podobna! Mogiły, złorzeczenia, tragedie! Co się tu dzieje! Co się tu dzieje! I o co? za co? dlaczego? Gdyby o tym gdzie indziej opowiadać, nikt by nawet nie zrozumiał i nie uwierzył!

Podobnie, jak Andrzejowa Korczyńska, pielęgnująca pamięć o poległym w powstaniu mężu, wiele pokoleń Polaków ugruntowywało tożsamość narodową w oparciu o żałobny kult historycznych postaci. A jakkolwiek Orzeszkowa egzemplifikowała w Zygmuncie godny potępienia kosmopolityzm, nie znaczy, to jednak, że już współcześni nie szczędzili owemu polskiemu namiętnemu patriotyzmowi słów krytyki. O sentymentalnych zbiorach Czartoryskiej w 1863 r. kąśliwie wypowiadał się historyk i archeolog Józef Łepkowski Duch narodowy zdrętwiał w chwili upadku Polski, więc do Świątyni Sybilli gotowi byli znosić po garstce nawet ziemie z grobów i mogił, myśląc, iż narody nie z ducha, ale niby mityczny Feniks z własnych popiołów odradzać się mogą (za H. Jurkowska), a Juliusz Słowacki, któremu los oszczędził pośmiertnych fotografii, jeszcze wcześniej krytycznym słowem podsumował w Beniowskim:

***

Okładka: Feliks Barrias, Ostatnie chwile Chopina, 1885, MNK. Kompozycja obrazu z okładki oparta jest najprawdopodbniej o obraz Teofila Kwiatkowskiego oraz opis śmierci Chopina pozostawiony przez Solange Dudevan-Clesinger: Pewnego październikowego wieczoru 1849, 16-go, około dwudziestu osób trwożnie oczekiwało w salonie (…) Chopin kazał spytać, czy (…) jest również hrabina Potocka i czy nie zechciałaby zaśpiewać. Przysunięto bliżej fortepian, otworzono skrzydła drzwi i piękna hrabina zaczęła śpiewać, akompaniując sobie. Śpiewała z rozdartym sercem, głosem pełnym łez! Obecni padli na kolana tłumiąc szloch.

Pomocne linki:

https://journals.openedition.org/cm/834

http://ikonografiachopina.pl/malarstwo-rysunek-grafika/ikonografia-po-roku-1849.html

http://ikonografiachopina.pl/wyglad-fryderyka-chopina/maski-posmiertne.html

http://ikonografiachopina.pl/rzezba/jean-baptiste-auguste-clesinger.html

Opublikowane przez sztukomodnie

Jestem historyczką sztuki i edukatorką muzealną. Historię sztuki ukończyłam na Uniwersytecie Warszawskim pisząc pracę magisterską u prof. Anny Sieradzkiej na temat angielskiej projektantki mody Vivienne Westwood. Od 1996 roku związana jestem z Zamkiem Królewskim w Warszawie gdzie obecnie pracuję. Tu prowadzę m.in. autorski cykl spotkań z artyst(k)ami współczesnymi „Klucz w Zamku” a także zajęcia muzealne z zakresu historii sztuki, kultury i mody, wykłady dla dorosłych, kursy dla przewodników miejskich i nauczycieli szkolnych. Współpracuję także z innymi instytucjami zajmującymi się edukacją artystyczną: Muzeum Narodowym w Warszawie, Służewskim Domem Kultury, Dziecięcą i Młodzieżową Akademią Artystyczną, warszawskimi Uniwersytetami III Wieku. W 2022 roku rozpoczęłam współpracę z „Radiem z Qlturą”. Wcześniej zawodowo związana byłam także z modą jako redaktorka, stylistka i producentka sesji zdjęciowych w takich pismach jak: Avanti, Jestem, Claudia, Moda Top.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: