Ich spojrzenia wydają się przenikać obserwatora i sięgać znacznie dalej. Przytulone stoją na peronie kolejowym owiane wiatrem sprzed ponad wieku. To niezwykłe spotkanie tchnie bliską relacją, ciepłem, trochę zadumą. Jedna wie już wszystko, druga jeszcze jest w drodze. Obie spotykam na nowo otwartej wystawie w Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie.
Wszystko zaczęło się od pomysłu, by właśnie to muzeum uczynić miejscem rezydencji dla grupy polskich artystek i artystów a efekty ich pobytu przedstawić w cyklu kolejnych wystaw prac i artefaktów stworzonych pod wpływem inspiracji miejscem, jego historią, zbiorami i ludźmi, którzy ten przybytek stworzyli i tworzą. Jest to muzeum wyjątkowe na mapie polskich instytucji i niepowtarzalne. Swoista kapsuła czasu, w której przyjrzeć się można dziejom konkretnej rodziny niezwyczajnej i zwyczajnej jednocześnie. Poprzez wnętrza wypełnione meblami z minionych epok, intymnymi utensyliami domowymi, biblioteczne zbiory pełne białych kruków, kolekcję zegarów słonecznych i artystycznych zdjęć z pionierskich czasów fotografii, sięgnąć można tu w głąb przeszłości rodu herbu Radwan, ale też miasta, w którym muzeum się znajduje, regionu, a nawet całego kraju.

Kosmiczny przypadek sprawił, że w pewnym jędrzejowskim domu poprzecinały się szlaki nazwisk z kart wielkiej i nieco mniejszej historii (Kopernik, Piłsudski, Broniewski) stwarzając czasoprzestrzenną mapę ciał-planet, dla której punktem centralnym stało się mieszkanie powiatowego lekarza i astronoma-amatora Feliksa Przypkowskiego. Artystom zaproszonym przez obecnego dyrektora muzeum Jana Przypkowskiego, Dorocie Kozieradzkiej i Michałowi Szuszkiewiczowi setki przejrzanych na miejscu eksponatów, dokumentów, wizerunków postaci ludzkich i nie-ludzkich udało się ująć w przejmującą, głęboką, wielowymiarową a co najważniejsze zaskakująco spójną z tutejszym muzeum meta-narrację, którą zaprezentowali na otwartej właśnie wystawie w Jędrzejowie.

Jej nadrzędnymi ideami są Kosmos, czas i Słońce – to ostatnie jako „wehikuł czasu” – pozwalający na dołączenie współczesnych postaci do dawnych zdjęć oraz jako punkt, wokół, którego wszystko jest zogniskowane. Stąd, obok współczesnych prac obojga artystów pojawiają się na wystawie, wybrane przez nich z jędrzejowskich zbiorów, zabytkowe ryciny odnoszące się do Kosmosu, Słońca i biegu Ziemi wokół niego, jak również zegary słoneczne, podkreślające upływ czasu.

W pracach Doroty Kozieradzkiej wątek stałej ekspozycji spleciony został z jej własnym jędrzejowskim tropem rodzinnym, o którego złożoności przed podjęciem współpracy z muzeum i zespołem kuratorskim sama nie była w pełni świadoma. Wzorem przenikających się na muzealnych ścianach wizerunków kolejnych pokoleń Przypkowskich artystka zbudowała własną architekturę czasu. W minimalistycznej scenografii pawilonu wystawowego na czarno-białych fotografiach pojawia się u boku uśmiechniętej dziewczynki, która stanie się później jej mamą, z naburmuszoną miną podlotka kroczy tuż przed swoim nastoletnim ojcem, jako dziecko zasiada do zabawy ze swoją babcią, córką i synem a na peronie kolejowym czule przytula do policzka młodej prababci (okładka felietonu).

Ten z pozoru prosty technicznie zabieg nabiera tutaj uniwersalnego, wręcz kosmicznego wymiaru. Połączone w jedno zdjęcia z różnych kalendarzowych czasów są w istocie wyborem artystki, skrupulatnie dobierającej składowe na podstawie czasu słońca, w którym zostały wykonane. Cienie i blaski tańczące na twarzach uczestników tych niemożliwych spotkań są zawsze tym samym momentem dnia: poranka południa lub przedwieczora. Czas linearny, który bezlitośnie oddziela nas od bliskich przeszłych i przyszłych, został w tych pracach domknięty w krąg metafizyczny. Jest w tym myślenie magiczne, ezoteryka a może nawet ślad alchemicznych wątków z kalendarzy astrologicznych wydawanych przez jednego z antenatów Przypkowskich w XVIII wieku.

Jest to także nawiązanie do tkwiącej korzeniami w starożytności figury czasu cyklicznego, w którym wszystko, jak pory dnia i roku, zawsze powraca. W tym kontekście czytelnym staje się zabytkowy emblemat Słońca umieszczony w centralnym punkcie instalacji witającej wchodzących na wystawę. Na czarnym tle wyraźnie odcinają się tu zdjęcia członków rodziny artystki tworzące rodzaj gwiezdnej konstelacji. A ponieważ – czas w perspektywie filozoficznej jest (…) wytworem świadomości żywej istoty, która przeżywa czas za pośrednictwem pamięci, historii, a także doświadczeń zmysłowych (tekst kuratorski) – w fotograficznym cyklu Kozieradzkiej Cały czas wokół mnie (2022), który w Jędrzejowie oglądamy punktem centralnym jest ona sama. To artystka pozostaje tu gwiazdą, wokół której poruszają się pokolenia minione i przyszłe wzajemnie przenikając swoje trajektorie bytu.

Zdjęcie po lewej: Na peronie ukazujące prababcię artystki i ja samą.
Ta perspektywa jednostki poprzez mocny ładunek emocjonalny w kulminacyjnym momencie wystawy przesuwa się w perspektywę uniwersalną. Nagraną przez Dorotę Kozieradzką historię listu, który jej pradziadek wyrzucił z pociągu wiozącego go do obozu koncentracyjnego w Dachau, wysłuchać można siedząc na krześle stojącym w nieprzypadkowym miejscu.


Stąd wzrokiem ogarniamy z jednej strony obiekt ready-made – umieszczoną w szklanej gablocie starą skrzynkę, pokrytą oryginalną, grubą warstwą kurzu z ukrytym w środku pociągiem-zabawką, z drugiej strony zaglądamy do fotograficznych kuwet z zanurzonymi w „cieczy” obrazami Michała Szuszkiewicza, współtwórcy wystawy – i co ważne nie tylko w kontekście prywatnym – męża Doroty Kozieradzkiej . Wszystkie jego obrazy przedstawiają ginące lub wymarłe gatunki zwierząt – te, których wizerunki i opisy podczas kwerendy w muzeum artysta odnalazł m.in. w bibliotecznych zbiorach i które w ten sposób symbolicznie przywrócił do życia. Owe duchy z przeszłości Szuszkiewicz „wywołuje” – jakby dosłownie i w przenośni – w paradoksalnym geście traktując obraz jakby był fotografią (..) bo też tylko za pomocą malarstwa może cofnąć czas i zrobić zdjęcia istot, których już nie ma.




Na koniec jeszcze z tej samej perspektywy krzesła wykonać można ekwilibrystykę najwyższych lotów. Oto w wielkoformatowym zdjęciu widocznym na przeciwległej ścianie grupka ludzi stoi nad świeżo usypanym grobem. Na kopczyku wyraźnie odcina się blacha w charakterystycznym cmentarnym kształcie z przewrotnym afirmatywnym napisem Kozieradzka Dorota urodzi się 28 VIII 1982.

To nie jest banalne naiwne wezwanie do wiary w triumf życia nad śmiercią, to idea przywracająca balans w przestrzeni Kosmosu. Opowiadając o nieuchronności śmierci można przecież i trzeba opowiedzieć także o nieuchronności życia, trudnego i pięknego razem lub na przemian. Można o tym opowiedzieć na tysiące sposobów; każdy jest dobry, jeśli tylko znajduje drogę do czyjejś wrażliwości. Jednym potrzeba bollywoodzkiego pląsu w rytm słońca i deszczu, innym filmowego wezwania Roberto Benigniego, że jest pięknie. Mój spokój przywróciło wideo, które wieńczy jędrzejowską wystawę.

Jego ścieżka muzyczna towarzyszy zwiedzającym od samego początku, podświadomie kojarzy się z rytmem serca, pulsującą krwią i siłą żywotną. Niepokojący dźwięk, narasta po wejściu do małej wydzielonej sali z projekcją wideo. Wśród cytatów z książek S. W. Hawkinga o czasie, który w oderwaniu od planet zapełniających kosmos nie istnieje, na kolorowym filmie wiruje dwójka dzieci artystów. Niefrasobliwie wypełniają śmiechem muzealny Ogród Czasu. Po dużej dawce biało-czarnych fotografii, przytłoczona nieskończonością kosmosu i kruchością życia, odnajduję w ich swobodzie miłe pokrzepienie.

****************************************************************************************************
Wystawa CZAS JEST NAJPROSTSZĄ RZECZĄ, Dorota Kozieradzka i Michał Szuszkiewicz, zespół kuratorski: Matylda Prus i Stach Szabłowski, Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie, 8.04 – 17.07.2022
Zdjęcie na okładce felietonu: Dorota Kozieradzka, Na peronie z cyklu Cały czas wokół mnie, 2022
Tytuł wystawy jest nawiązaniem do książki Clifforda Simaka pod tym samym tytułem.